[singlepic id=96 w=320 h=240 float=left] Opublikowałem dzisiaj w Bibliotece Cyfrowej Uniwersytetu Wrocławskiego książkę „Krótki rys zasad bibliotekoznawstwa” wydaną w 1862 roku. Podczas przeglądania stron trafiłem na bardzo ciekawy zapis wyjaśniający na jakich warunkach można korzystać z książki.
Pomyślałem sobie że ten zapis to praprzodek licencji, która dzisiaj mogłaby być dodatkowym wariantem licencji CC 😉 i zacząłem się zastanawiać czy czasem nie powinienem go zamieścić jako wartość dla atrybutu „Prawa” w opisie publikacji. Ciekawie komponowałby się przy opisach w Europeanie, a ponieważ w książce poruszane są zagadnienia dotyczące organizacji bibliotek to w tym kontekście byłaby to promocja dobrych praktyk ;-).
Poniżej pełna treść zapisu o prawach, a w oryginale można go zobaczyć na tej stronie.
Wolno drukować, z warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury, po wydrukowaniu, prawem przepisanej liczby egzemplarzy.
Warszawa, dnia 16 (28) Maja 1862 r.
p. o. Cenzora,
J. Błeszczyński.
Mam wrażenie, że od pewnego czasu w środowiskach związanych z Biblioteką Narodową prowadzona jest dziwna polityka, której celem jest marginalizowanie Federacji Bibliotek Cyfrowych oraz dokonań bibliotekarzy, którzy przyczynili się do sukcesu Polski w digitalizacji i cyfryzacji zasobów polskich bibliotek. W styczniu bieżącego roku, w artykule Zdrojewski: wspaniali twórcy i anachroniczne struktury, z dumą wspominał o tym sukcesie Bogdan Zdrojewski – Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, co sprowokowało mnie do zadania Panu Ministrowi kilku pytań na forum dyskusyjnym. Nie minęło wiele czasu i pojawił się kolejny artykuł zatytułowany Zbudujemy cyfrową wieżę Babel, w którym autorka stwierdza rzecz następującą:
W Polsce brakuje również projektu umieszczenia wszystkich zdigitalizowanych zbiorów w ramach jednego portalu internetowego, analogicznego do Niemieckiej Biblioteki Cyfrowej. Polskie zbiory będzie można co prawda przeglądać w Europeanie, z którą nasze centra digitalizacyjne pozostają w bliskiej współpracy. Rozmowy o polskiej Centralnej Bibliotece Internetowej jednak ciągle jeszcze trwają.
Hasło informacja chce być wolna towarzyszy mojemu blogowi prawie od samego początku. Zaintrygowało mnie kiedy zacząłem czytać książkę Wolna kultura napisaną przez Lawrence?a Lessiga i od tego czasu stało się w pewnym sensie dookreśleniem kontekstu treści zamieszczanych na niniejszym blogu. Uzupełnieniem tego kontekstu, a może raczej jego rozszerzeniem jest serwis Sybiracy.pl, którego celem od samego początku było i jest nadal stwarzanie warunków do wolności dla informacji, która jeszcze nie tak dawno musiała się ukrywać, aby przetrwać do dzisiaj. Obserwując życie niektórych kategorii informacji, np. takich jak w serwisie Sybiracy.pl lub podobnych można dojść do wniosku, że ich wartość jest tym większa im większą cieszą się wolnością. Odwracając sytuację można postawić tezę, że chcąc zmniejszyć wartość pewnych kategorii informacji należy ograniczyć ich wolność. Idąc dalej tym tropem można pokusić się o stwierdzenie, że informacja w zależności od zakresu swojej wolności ma różną wartość dla różnych grup interesów. W tym miejscu zadaję sobie pytanie jak wielką wartość może mieć informacja i jak wielką cenę trzeba zapłacić za jej wolność? To pytanie sprowokowane zostało tragedią, która wydarzyła się 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem. Prawdopodobnie gdyby nie wydarzenia sprzed siedemdziesięciu lat, które się rozegrały w Katyniu, Polska nie zapłaciłaby tak wysokiej ceny za wolność dla jakiejkolwiek informacji. Tragedia, która się wydarzyła ma tak bardzo nieprawdopodobny wymiar w skali całego świata, że należałoby bardzo poważnie zastanowić się nad wartością informacji, które są z nią nierozerwalnie związane.
W komentarzach do tych tragicznych wydarzeń, które mogliśmy usłyszeć w radiu i w telewizji często pojawiały się stwierdzenia, że 10 kwietnia pod Smoleńskiem zginął kwiat polskiej inteligencji. W tym kontekście trafne są słowa piosenki, którą kiedyś śpiewała Sława Przybylska:
14 polskich bibliotek cyfrowych, a wśród nich Biblioteka Cyfrowa Uniwersytetu Wrocławskiego, przystąpiło pod koniec lutego do współtworzenia portalu DART-Europe, który umożliwia dotarcie do elektronicznych wersji dyplomowych prac badawczych z 16 krajów europejskich.
Wyszukiwarka DART-Europe odnajduje prace według kryteriów zadanych przez poszukującego. Po kliknięciu na tytuł wybranej pozycji trafiamy do biblioteki cyfrowej, która przechowuje ją w swoich zasobach, i możemy, nie ruszając się od komputera, przestudiować interesującą nas pracę.
W piosence „Gdzie są kwiaty z tamtych lat” Sława Przybylska wyśpiewuje słowa: kto wie, czy było tak?, którymi pozwoliłem sobie zatytułować niniejszy wpis na moim blogu. Zachęcam do przesłuchania tej piosenki, żeby wczuć się w problem który chcę poruszyć.
Dnia 27 listopada 2008 roku w Warszawie w Bibliotece Narodowej podpisane zostało porozumienie, na mocy którego powstała Koalicja Otwartej Edukacji. Jest to otwarte porozumienie organizacji pozarządowych i instytucji działających w obszarze edukacji, nauki i kultury, którego założycielami są:
Organizacje te widząc, jak rozwijają się ruchy otwartych zasobów edukacyjnych, open access, wolnego oprogramowania i wolnej kultury na świecie, uznały, że przyszedł moment na podjęcie i zintensyfikowanie krajowych działań na rzecz swobodnego dostępu do wiedzy, informacji i edukacji. Nieuporządkowane przepisy prawne, rozproszenie inicjatyw oddolnych, brak świadomości społecznej, promowanie złych praktyk było impulsem do jasnego określenia się tych organizacji po stronie swobodnego dostępu do zasobów wiedzy i skoordynowania działań.
W Gazecie Wyborczej ukazał się szokujący artykuł na temat stanu polskich zasobów cyfrowych dostępnych w Internecie, o zatrważającym tytule Europejska kultura w sieci, polska nie. Pojawił się on z okazji uruchomienia internetowej biblioteki europejskiej kultury – Europeany. O sukcesie Europeany możemy przeczytać w wiadomościach Onetu – „Sukces” UE okazał się ogromną porażką. Zatrważające w tym wszystkim jest to, że polskie media mało wiedzą o polskich bibliotekach cyfrowych, które działają już od kilku lat. Może to jest wina samych bibliotekarzy, bo zamiast zająć się piarem uporczywie skupiają się na powiększaniu polskiego zasobu cyfrowego. A możne trzeba nagle zamknąć wszystkie biblioteki cyfrowe i wtedy będzie to dla mediów bardziej spektakularne zjawisko niż otwarty i nieprzerwany dostęp do naszego dziedzictwa kulturowego dla każdego obywatela świata. Skoro największym sukcesem Europeany jest to, że nie działa to może trzeba iść tym tropem. Wszystkim zainteresowanym tym tematem polecam dyskusję na forum Biblioteka 2.0 w wątku – O czym myślą czytelnicy w Europie? oraz na forum EBIB w wątku Digitalizacja – interesujące przykłady i adresy.
Hasło to przypisuje się jednemu z wybitnych pionierów cyberprzestrzeni, Stewartowi Brandowi. W 1984 roku, podczas pierwszej Konferencji Hakerskiej, w czasie dyskusji zdefiniował on wielki paradoks kapitalizmu informacyjnego:
„Z jednej strony informacja chce być droga, ponieważ jest tak wartościowa. Odpowiednia informacja w odpowiedniej chwili po prostu zmienia czyjeś życie. Z drugiej strony informacja chce być wolna, bo koszt jej uzyskania nieustannie się zmniejsza. Te dwie tendencje są z sobą w konflikcie”.
Powyższy tekst pochodzi z książki Wolna kultura napisanej przez Lawrence’a Lessiga – profesora prawa na Uniwersytecie Stanforda w Kalifornii. Polecam tę książkę wszystkim, którzy chcą poznać w jaki sposób wielkie media wykorzystują technologię i prawo, aby blokować kulturę i kontrolować kreatywność. Czytaj więcej…